Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Antoni Kurdzielewicz z Sierosławic

Treść


Rolnik jak Odys
Kilka dni temu Antoni Kurdzielewicz mieszkający w Sierosławicach, udzielił wywiadu dla jednej rozgłośni radiowej z Krakowa. I nie było by w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że rolnik mówiąc o sprawach integracji naszego kraju z Unią Europejską posługiwał się biegle językiem francuskim.
- urodziłem się w Aurillac we francuskim regionie Cuntall w 1938 roku. Mój ojciec pochodził ze Lwowa a mama z Grobli, poznali się pracując we Francji w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Po jakimś czasie pobrali się i wrócili do Polski z dwójką dzieci. Kiedy kupili w Sierosławicach gospodarstwo z zabudowaniami, okazało się, że brakło pieniędzy na łąkę, postanowili więc jeszcze raz pojechać do Francji na zarobek, tam zastała ich II wojna światowa – wspomina Antoni Kurdzielewicz z Sierosławic, którzy niedawno udzielał wywiadu dla radia „Kraków-Małopolska” posługując się nienagannie językiem francuskim. – przez całą wojenną zawieruchę byłem z moimi rodzicami we Francji, a moja starsza siostra i brat wychowywali się w tym czasie u babci w Grobli, która opiekowała się nimi najlepiej jak potrafiła. Cierpieli tam jednak straszną biedę, a brat za okupacji został bardzo dotkliwie pobity przez granatowego policjanta za to, że nosił drzewo z lasu na opał dla babci. Przeżył to tak bardzo, że marzył od tego czasu tylko o jednym, aby wyjechać z kraju do rodziców. Ojcu udało się ich ściągnąć do Francji trzy lata po wojnie. Od tego czasu już więcej do kraju nie wrócili, mieszkają na stałe we Francji. Ja skończyłem tam Szkołę Podstawową i w 1952 roku wróciliśmy do kraju. Komuniści zabrali ojcu na granicy 600 tys. starych franków a w przeliczeniu dali później tyle złotówek, że ledwo starczyło na starego konia i krowę – snuje swoją opowieść rolnik z Sierosławic.
Gospodarstwo pana Antoniego położone jest w pagórkowatej części gminy Nowe Brzesko, obok niewielkiego lasku. Niejeden ciągnik rolniczy wywrócił się i przekoziołkował na tych trudnych, stromych rolniczych ziemiach. – przez całe życie ciężko pracowałem. Przejąłem po ojcu 4,40 ha położonych na tych serpentynach. Przez dziesięć lat równałem rów przeciwpancerny, który biegnie od Dolan do Kuchar, a którego ślady są tu jeszcze dobrze widoczne dzisiaj. Rów był na 6 metrów głęboki, pracowałem przez 10 lat jak Odys przy swoim koniu trojańskim. Sadziłem z żoną Władysławą pomidory, ogórki, tytoń. W jednym roku w latach osiemdziesiątych byliśmy najlepszym gospodarstwem rolnym w Sierosławiach, byliśmy lepsi nawet od najlepszego wówczas i dzisiaj Stanisława Ciesielskiego. Dużo pomogli wtedy Tomasz Kasprzak i Stanisław Świątek z Nowego Brzeska, pomagali mi kupować maszyny, w tym samochody Lublin czy GAS 63, jestem im wdzięczny do dzisiaj – opowiada pan Antoni.
Zapytany czy nie chciał wrócić do Francji i tam próbować sobie ułożyć życie odpowiada. – może i chciałem jechać, ale nie mogłem. Tu byli moi rodzice, którzy stracili zdrowie pracując u francuskiego farmera. Pamiętam, jak matka miała spuchnięte ręce od dojenia krów, które miały o wiele większe wymiona niż mają nasze polskie krowy, to była harówa, a nie praca, a musiała przecież jeszcze dzieci wychowywać.
Pan Antoni znany jest z tego, że żywo interesuje się aktualną sytuacją społeczno polityczną w naszym kraju. Zapytany, czy pójdzie do czerwcowego referendum odpowiada. – oczywiście, że pójdziemy z żoną do referendum, zawsze chodzimy na wszystkie wybory. Głosował będę przeciwko przystąpieniu Polski do Unii. Oni chcą nas zalać towarem! Co oni głupków z rolników chcą zrobić?! To próżniaki! Tylko gadać dużo potrafią! Gdybyśmy jako rolnicy mieli takie same warunki na starcie jak rolnicy unijni to byśmy im pokazali jak się gospodaruje – mówi zdecydowanym tonem gospodarz z Sierosławic.
Do swojej decyzji podczas udziału w czerwcowym unijnym referendum jest również przekonana żona pana Antoniego – na wsi jest bieda, jest nam bardzo ciężko. Ludzie stoją po cztery dni z towarem w Krakowie i nie mogą towaru sprzedać, często wracają z tym, z czym wyjechali z domu. Żeby wjechać na targ do Proszowic, trzeba zapłacić placowe, zapłacić za paliwo i nie ma gwarancji, że się coś uda sprzedać. Czy ktoś policzył ile kosztuje hodowla prosiąt? Ich pielęgnacja? Szczepienia? Żywienie i koncentraty dla nich?! A potem 2,40 zł za kilogram żywca! I co?! W Unii może będzie lepiej? Jak dojdzie konkurencja i towar z zachodu?! – mówi rozgoryczona sytuacją na wsi pani Władysława Kurdzielewicz.
Mimo trudnej sytuacji, jaka panuje dzisiaj na wsi, państwo Kurdzielewiczowie nie tracą jednak optymizmu, poczucia humoru i nadziei na lepsze jutro. Z dumą pokazują, jak wspólnie pracując od wielu lat, wybudowali nową stodołę, magazyny i chlewnię. – Oby tylko zdrowie nam dopisywało, bo to dla każdego człowieka jest najważniejsze – zgodnie mówi małżeństwo z Sierosławic.
Tekst i fot.: (AF)
fot. Władysława i Antoni Kurdzielewicz z Sierosławic

Autor: (af)